Menu

niedziela, 21 czerwca 2015

Dwunasty, bo jeszcze świeci.

-Cześć. -powiedział wysoki mężczyzna stojący pod moimi drzwiami, uśmiechając się lekko. Prawdę mówiąc od razu zauważyłam, że jest bardzo przystojny. Poczułam się przy nim strasznie dziwnie. Jakoś tak inaczej. Jakby zrobiło mi się cieplej. -Jestem Rafał Buszek. -powiedział, wyrywając mnie z zamyślenia. 
-Luiza Słoneczna, w czym mogę panu pomóc? -powiedziałam, chyba trochę za oficjalnie. 
-Mów mi Rafał. Możemy porozmawiać w środku? 
-Och, jasne. -Trochę onieśmielona otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do środka. -Może się czegoś napijesz? Herbaty, kawy? 
-Herbaty bardzo chętnie. - uśmiechnął się do mnie i poczułam dziwne wibracje w moim brzuchu. Postawiłam dwa parujące kubki na stole i spojrzałam na mojego towarzysza. 
-A więc? O czym chciałeś porozmawiać? 
-Jak pewnie się domyśliłaś, rozmawialiśmy już przez telefon. Ja właściwie w tej samej sprawie. 
-Nikolaya znów dziś nie było? -zapytałam z udawanym zdziwieniem. Szczerze, to chciało mi się płakać. Że też akurat ten dziwny facet musiał przyjść dzisiaj. 
-Tak. Dlatego przyszedłem się czegoś dowiedzieć. Jego dom stoi pusty, więc pomyślałem..
-Co ja do cholery mam z nim wspólnego? Czemu wszyscy się mnie o to pytają? -wybuchłam w końcu, odsłaniając swoje uczucia. W moich oczach momentalnie zagościły łzy. 
-Och. Przepraszam. Wszystko w porządku? -na widok jego zmieszanej miny, trochę się uspokoiłam.
-To ja przepraszam. Nie powinnam była tak reagować. Rozumiem, że się o niego martwicie i że miał być na treningu, ale ja nie jestem osobą, która może coś o tym wiedzieć. Przykro mi.
-Och, a więc nie jesteście razem? 
-Ja... Nie wiem. -jego brew od razu podjechała do góry. -To znaczy.. -Wyglądał na coraz bardziej rozbawionego. -Nie. Nie jesteśmy razem. -oznajmiłam. 
-Na prawdę? -kiwnęłam głową. -Cóż, skoro tak to przepraszam. Nikolay mówił coś innego. -powiedział i zaczął zbierać się do wyjścia. 
-Niko powiedział, że jesteśmy parą? -zapytałam zupełnie zbita z tropu. 
-Och, tak. I to od bardzo dawna. Sądząc po Twojej reakcji, to niewiele o tym wiesz. -już zupełnie nie krył uśmiechu na twarzy. Byłam wściekła, ale uśmiech Rafała był na prawdę hipnotyzujący. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. 
-Cóż. Ja zupełnie nic na ten temat nie wiedziałam. -dostrzegłam teraz, jak w jego oczach zapalają się małe światełka. 
-Czyli jesteś wolna? -zapytał, nonszalancko opierając się o framugę drzwi. Normalnie byłabym zniesmaczona jego zachowaniem, ale miał on w sobie coś takiego.. przyciągającego. 
-Tak. -odparłam pewnie, patrząc mu prosto w oczy. Wydawały mi się nieziemsko piękne. 
-A więc może dasz się zaprosić na małe przyjęcie w ten piątek? 
-Och, z przyjemnością. -odpowiedziałam z uśmiechem. W tej chwili nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zupełnie zapomniałam o Tobie i tym całym zamieszaniu w moim życiu. Teraz to on był na pierwszym planie, przysłaniając wszystko inne. 
-Do zobaczenia? 
-Do zobaczenia. 
-Będę o dziewiętnastej. -kiwnęłam głową na zgodę. Rafał przez chwilę się zawachał, ale później podszedł do mnie i pocałował w policzek. -Pięknie pachniesz. -wyszeptał i już go nie było. A ja dalej stałam nieruchomo, z szeroko otwartą buzią i szybko bijącym sercem.  

piątek, 5 czerwca 2015

Jedenasty, bo robi się chłodno.

Następnego dnia znowu rzekomo udałeś się na trening. Zapewniałeś mnie, że na pewno tam i że za niedługo wrócisz. Ja jednak wolałam mieć pewność. Oczywiście udałam się za Tobą. Moje obawy zaczęły się iścić, gdy wcale nie jechałeś w stronę Podpromia. Jechałam praktycznie za Tobą, ale tego nie dostrzegałeś. Byłeś bardzo zajęty rozmową przez swoją komórkę. Dotarliśmy w końcu do jakiegoś małego hoteliku na obrzeżach Rzeszowa. Byłam niesamowicie zaniepokojona. Nie wiedziałam co mam myśleć, jaka jest prawda. Masz kochankę? A może to tylko jakiś kumpel? Zająłeś miejsce na parkingu, ale nie wysiadałeś z auta. 
W mojej głowie zaczęły układać się różne i naprawdę dziwne scenariusze. Czułam się podle, ale za razem tak dziwnie. Zaintrygowana, zaniepokojona, ciekawa, zła, wściekła. Miałam dość tej całej gry, tych podchodów. Chciałam żyć w prawdzie, zaufaniu, stabilizacji. Oczywiście lubiłam, jak coś się dzieje. Nie chciałam nudnego związku, tylko taki oparty na szczerości. Właśnie zbierałam doświadczenie, że z Tobą się tak nie da. Kolejny raz kombinujesz, kręcisz. Miałam już tego po dziurki w nosie. Ale dalej czekałam i obserwowałam rozwój zdarzeń. Jak na razie nic się nie działo. Siedziałeś w samochodzie i wyglądałeś jakbyś na kogoś czekał. Miałam ochotę podbiec do Ciebie i żądać wyjaśnień, ale się powstrzymałam. Wiedziałam, że ten mój plan śledzenia Ciebie być może jest słaby i głupi, ale nie miałam lepszego pomysłu. To była jedyna szansa by dowiedzieć się prawdy. Przyglądałam się Tobie i robiło mi się strasznie źle. Zdałam sobie sprawę, że za szybko i za bardzo pozwoliłam Ci wejść do mojego serca. Zdałam sobie sprawę, że powoli Cię tracę, choć nawet tak na dobre ze sobą się nie związaliśmy, bo przecież oficjalnie nie byliśmy ze sobą. Ale tracę Cię jako przyjaciela, człowieka, kolegę, bratnią duszę. Mówiłeś mi nawet o swoich sprawach mniej niż na początku naszej znajomości. Kiedyś mówiłeś mi wszystko. A teraz ogranicza to się do kilku zdań, co było na treningu, jak się czujesz lub co zamierzasz robić. Drygnęłam, gdy zadzwonił mój telefon. To byłeś Ty. Nie wiedziałam, co mam zrobić, ale odebrałam.
-Tak? 
-Hej Lui.
-O, Nikolay. Nie masz treningu?
-No właśnie tak się składa, że potrwa dzisiaj trochę dłużej. Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś się nie martwiła. -kłamałeś, a po moich policzkach popłynęły łzy. Starałam się je trochę zatamować. 
-Aha. No to okej. -odpowiedziałam.
-Do zobaczenia wieczorem, skarbie. 
-Do zobaczenia. -usłyszałam pikanie w słuchawce i spojrzałam na Twój samochód. I w tym momencie z hotelu wyszła wysoka, blond włosa kobieta. Wysiadłeś, a ona pocałowała Cię w usta. 
Dalej nie patrzyłam, choć może powinnam. Moje serce właśnie z hukiem rozbiło się o podłoże. Oparłam głowę o kierownicę. Z moich oczu płynęły łzy, których już nie umiałam zatrzymać. Poczułam się nikim. W jednej chwili straciłam grunt pod nogami. Czułam się jak tonąca. Jakby woda zaczęła wypełniać moje płuca po ostatnim możliwym wdechu, który miał mnie uratować, a okazał się zgubnym, szybciej mnie zabijając. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Potulnie wrócić do domu i na Ciebie czekać? Nie wyciągać pochopnych wniosków? Spakować się i wyjechać? A może zapomnieć o tym i żyć jak gdyby nigdy nic? Wiedziałam natomiast, że nie powinnam tutaj tak sterczeć. Otarłam łzy nadgarstkiem i wróciłam do domu. 
Widok jaki tam zastałam, zupełnie utwierdził mnie w przekonaniu, że nie mam pojęcia co się dzieje w moim życiu.