Menu

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Pierwszy, bo dopiero świta.

To nie jest ko­niec, to na­wet nie jest początek końca, to do­piero ko­niec początku.

Od kilku dni męczyłam Cię, próbując wymusić odpowiedź na pytanie, jaką niespodziankę szykujesz na moje urodziny. Ty jednak byłeś nieugięty. Jak zawsze. Uparty i dążący po trupach do zachowania swoich postanowień. Uwielbiałam w Tobie tą cechę, która jednocześnie mnie irytowała. Byłeś tak pełen sprzeczności, ale zarazem idealny. Tym razem zbyłeś mnie wymówką treningu. Mimo, że miałeś go dopiero za dwie godziny. Nie chciałam Ci mówić, że znam plan całego Twojego dnia na pamięć i udałam, że Ci wierzę. No bo przecież byłam tylko Twoją przyjaciółką. Kimś, kto nie powinien aż tak bardzo ingerować w Twoje życie. Wziął byś mnie przecież za wariatkę. Ale ja wiedziałam o Tobie wszystko, więc być może rzeczywiście byłam wariatką. Czy osobę uzależnioną nazywa się wariatem? Bowiem byłam od Ciebie uzależniona. Chciałam spędzać z Tobą każdą wolną chwilę. A najlepiej każdą chwilę. Wiedziałam o Tobie rzeczy, których nawet Ty sam nie wiedziałeś. Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Łudziłam się, że przekonam się już wkrótce.
I tak minął kolejny dzień. Po Twoim treningu już się nie widzieliśmy. Zrobiłam w domu wszystkie obowiązkowe prace i wzięłam kąpiel. Na telefonie już widziałam nieodebrane połączenie od Ciebie. Myślałam, że może znowu nie wiesz co ubrać na kolejną randkę z kolejną 'przypadkowo' spotkaną seksbombą. Miałam tego szczerze dość. Ale chciałam być przecież dobrą przyjaciółką. Zaciskałam zęby, uśmiechałam się i pomagałam Ci we wszystkim, o co tylko mnie poprosiłeś. Oddzwoniłam.
-Hej! - Usłyszałam w słuchawce Twój wesoły głos. -Masz jakieś plany na wieczór? - Zapytałeś. Nigdy bym się nie spodziewała, z czym teraz do mnie zadzwoniłeś.
-Właściwie to nie. - Odpowiedziałam zwykłym głosem.
-To idealnie. Musisz mi pomóc. -'Znowu' pomyślałam, ale nie powiedziałam tego.
-Do usług. -Zaśmiałeś się.
-Wskakuj w najlepszą sukienkę i idziemy się zabawić! - powiedziałeś entuzjastycznie.
-Że co proszę?
-Nie przyjmuję odmowy. Dawno nigdzie razem nie byliśmy. - 'Nigdy' pomyślałam. Moje ciśnienie diametralnie wzrosło.
-Ale gdzie się zabawić? -Starałam się przybrać jak najbardziej naturalną barwę głosu.
-No wiesz, taka impreza klubowa. Będą właściwie wszyscy. No proszę Cię, Lui. - Nie chciałam tam iść. Zawsze źle czułam się w towarzystwie Twoich znajomych. Ale tą 'Lui' mnie kupiłeś. Mówiłeś tak do mnie już bardzo dawno temu, gdy nasza relacja nie była jeszcze aż tak skomplikowana. Przynajmniej z mojej strony.
-Och, no dobrze. -odpowiedziałam.
-Wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć. Będę za godzinę. - usłyszałam i się rozłączyłeś. 'Za godzinę'?! Jak zdążę doprowadzić się do stanu pokazalności w godzinę? Myślałam, że nigdy w świecie. A tu proszę, stwierdziłam nawet, że w tej małej czarnej, bordowych szpilkach i pofalowanych włosach, wyglądam w miarę przyzwoicie. Otworzyłam Ci drzwi.
-O, wow. Nieziemsko wyglądasz. - Powiedziałeś, a moje serce mało co nie wyskoczyło.
-Och, dziękuję. - Poczułam jak moje policzki płoną. Tak dawno usłyszałam od Ciebie jakikolwiek komplement. -Ty też niczego sobie. -Dodałam, patrząc na Twoje ciemne spodnie i dżinsową koszulę.
-A dziękuję, dziękuję. Idziemy? -Zapytałeś. Pokiwałam głową. Przepuściłeś mnie w drzwiach, zamykając mieszkanie. Wsiedliśmy do Twojego drogiego samochodu, w którym nienawidziłam jeździć. Kolejny dowód na to, jak bardzo się różniliśmy.
-Ej, gdzie się podział uśmiech mojej najlepszej przyjaciółki pod słońcem? -Zapytałeś w połowie drogi, równocześnie go wywołując. -Znacznie lepiej. -Stwierdziłeś, po raz kolejny tego dnia powodując rumieńce na moich policzkach. Na miejscu otworzyłeś moje drzwi i pomogłeś wysiąść. Wziąłeś mnie pod rękę i prowadziłeś do środka. Nie powiem, że nic to dla mnie nie znaczyło. Chciałam, żebyś trzymał mnie tak przez cały wieczór. Ty miałeś jednak inne plany. Czułam na sobie te przeszywające spojrzenia innych kobiet. Właśnie tego najbardziej nienawidziłam w tych Twoich imprezach. Czułam się tam taka wyobcowana. Muzyka jednak zaczęła grać, a Ty ku mojemu zdziwieniu pociągnąłeś mnie na parkiet. Przez te kilka piosenek czułam się naprawdę wyjątkowa. Na oczach wszystkich tuliłeś mnie do siebie, podczas wolnego kawałka. I co? I tyle. Potem znów poszłam w odstawkę. Zacząłeś się bawić 'jak zawsze'. Miałam ochotę wydrapać oczy każdej lasce, z którą tańczyłeś. A było ich naprawdę sporo. Jednak grzecznie siedziałam przy barze. Czekałam na Ciebie, niczym stara żona. Nie miałeś pojęcia, jak bardzo tak naprawdę chciałam nią być. Około godzin popółnocnych przysiadł się do mnie jakiś miły mężczyzna. Do tego przystojny. Widziałam, że skupiał na sobie wiele spojrzeń i doszłam do wniosku, że musi być jednym z siatkarzy. Gdy zaproponował taniec, zgodziłam się z radością w głosie, szukając Cię wzrokiem. Przetańczyliśmy kilka utworów i włączyli wolny. Mężczyzna przycisną mnie do siebie, bujając w rytm. Podobało mi się to. Lecz gdy jego ręce zjechały na moją pupę zaprotestowałam. On jednak nie chciał mnie puścić. I wtedy znikąd pojawiłeś się Ty. Niczym książę w głupiej komedii romantycznej. Przyłożyłeś mu w twarz i zabrałeś mnie z lokalu.
-Wszystko w porządku? - Zapytałeś z troską.
-Tak. Nie musiałeś od razu go pobić. -Powiedziałam.
-Musiałem. Nie pozwolę, żeby ktoś chciał cię skrzywdzić. -Zmiękły mi kolana, a Ty przytuliłeś mnie do siebie i pocałowałeś w czoło.
-Dziękuję. -Wyszeptałam.
-Nie masz za co, słoneczko.
-Słoneczko? -Zaśmialiśmy się.
-No co, masz uśmiech niczym słońce. -Powiedziałeś, a moje serce zabiło z niebezpieczną prędkością.
-Jesteś pijany. -Stwierdziłam. Ty tylko się uśmiechnąłeś. Znów pocałowałeś mnie w czoło.
-Nie wypiłem nawet kropelki. -Powiedziałeś i otworzyłeś mi drzwi od auta. Wsiadłam. I zawiozłeś mnie pod moje mieszkanie. Zastała między nami cisza. Popatrzyłam na Ciebie, a Ty na mnie.
-Więc.. idę. -Powiedziałam.
-No to.. dobranoc. -Powiedziałeś. Nachyliłeś się i pocałowałeś mnie w policzek. Zaczerwieniona wysiadłam i uciekłam do mieszkania. Jeszcze chwila, a bym Cię pocałowała. Działałeś na mnie z przeraźliwą siłą. Coraz bardziej bałam się zostawać z Tobą sam na sam. Zsunęłam z obolałych stóp szpilki i w sukience rzuciłam się zmęczona na łóżko.

2 komentarze:

  1. O kurczę, już mi się zaczyna podobać!
    Masz bardzo dobry pomysł na opowiadanie, tak myślę.
    Czekam na nn i czy możesz mnie informować o nowych rozdziałach??
    Byłabym wdzięczna :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie ;) zapowiada się naprawdę ciekawie!
    będę czytała na pewno ;)

    OdpowiedzUsuń