niedziela, 22 lutego 2015

Piąty, bo przyjemnie ogrzewa.

Gdy obudziłam się dzisiejszego ranka, okazało się, że wcale nie jest ranek. Na zegarku widniała godzina szesnasta. Czyli przespałam cały dzień. Ale przynajmniej nie czułam już takiego mocnego bólu głowy po mojej popijawie. Od Ciebie nie dostałam żadnej wiadomości. Telefon milczał. Postanowiłam, że nie będę już się tym przejmować i zaczęłam sprzątać. Moje plany jednak bardzo szybko legły w gruzach. Usłyszałam dzwonek i popędziłam do drzwi. A w nich Ty. Moje serce szybciej zabiło. A Ty popatrzyłeś dziwnym wzrokiem. No tak! Zapomniałam się dzisiaj ogarnąć i zapewne wyglądałam jak kupa nieszczęścia. A nawet gorzej. Posłałam Ci przepraszające spojrzenie.
-Luiza coś się stało? -Zapytałeś wchodząc do środka.
-Nie. Przepraszam, że tak wyglądam. Sprzątałam trochę. -odpowiedziałam spuszczając wzrok. Ty jednak mi nie uwierzyłeś. Weszłeś do salonu i skrzywiłeś się.
-Ty piłaś? Strasznie tu śmierdzi. 
-Nie.. to znaczy.. Tylko kilka kieliszków. -Powiedziałam zmieszana. Ty usiadłeś na kanpie i wbiłeś we mnie swoje piękne spojrzenie. 
-Lui, co się dzieje? Dlaczego się upijasz? Wiem, że to już któryś raz z rzędu. -westchnęłam.
-Niko, mówiłam Ci już. Niektórzy mogą mieć problemy.
-A ja ci mówiłem, że możesz powiedzieć mi o każdym takim problemie. -zirytował mnie ton Twojego głosu.
-Przyszedłeś tu i będziesz mi teraz prawił kazania? -zapytałam oschle. 
-Martwię się Lui. -odparłeś. Mimo, iż od razu zmiękło mi serce, to chciałam być choć trochę twarda.
-Pewnie. -prychnęłam. Ty zdziwiłeś się. 
-Lui, nie poznaję cię. Czemu jesteś taka oschła? -zapytałeś. Chciało mi się płakać. I co Ci teraz miałam powiedzieć? Prawdę? Być może byłoby to najlepszm rozwiązaniem. Ale ja jak zwykle wolałam uciekać przed niewygodnym. Naprawdę nienawidziłam w sobie tej cechy.
-Przepraszam Nikolay. Po prostu mam zły dzień. -Znowu stałam się Twoją wierną i wszystko wybaczającą przyjaciółką. Taka cholerna była ze mnie aktorka. Uśmiechnęłam się sztucznie i usiadłam obok Ciebie. Popatrzyłeś na mnie tak dziwnie. Ale zaraz również się uśmiechnąłeś.
-To co? Oglądamy coś? -zapytałeś. Skinęłam głową. Włączyłeś jakiś film i usadowiłeś się jak zawsze, głową na moich kolanach. W pewnym momencie odwróciłeś twarz w moją stronę.
-Do jakiego miejsca chciałabyś najbardziej pojechać? -zapytałeś, a ja zmarszczyłam brwi.
-A czemu pytasz?
-Tak sobie. Chciałbym wiedzieć.
-Hyym. Nie wiem. Może jakieś ciepłe wyspy? Albo Paryż.. -Ty tylko skinąłeś głową i wróciłeś do filmu. Po kilkudziesięciu minutach zwinąłeś się do domu. Kolejny raz olałeś mnie dla jakiejś panny. A ja miałam tego już na prawdę dość.
Znowu przestałam się liczyć, a Ty pobiegłeś do jakiejś Swojej przeuroczej koleżanki. Nienawidzę takich momentów. Mam wtedy ochotę zostawić to przeklęte życie i uciec tam, gdzie mnie nikt nigdy nie znajdzie. Gdzieś, gdzie będę sama. Tylko ja i moje myśli. Ale oczywiście tego nie zrobię. Zbyt wiele już poświeciłam i mam tą chorą nadzieję, że w końcu mnie dostrzeżesz. Nie tylko jako koleżankę, ale jako kobietę. Tak bardzo tego pragnę. Ale Ty kolejnym swoim wyjściem przydeptujesz tą nadzieję. Coraz bardziej też pragnę tego abyś ją w końcu zadeptał całkowicie. Nie dawał żadnych szans. Powiedział po prostu: "Jesteśmy tylko przyjaciółmi i nikim więcej". Wiedziałabym na czym stoję. A teraz nie wiem nic. Kolejny wieczór spędzony na rozmyślaniu i piciu. Jeszcze trochę i się uzależnię. O ile już nie jestem uzależniona. W tym momencie sama nie wiem. Nie pamiętam dnia, kiedy nic nie wypiłam. A wiesz przez kogo to? Przez Ciebie kochany. Tylko i wyłącznie. Oraz przez moją głupotę. Chciałabym mieć choć trochę odwagi, aby móc z Ciebie zrezygnować. Odkochać się. Ale tak się nie da. Nie potrafię przestać o Tobie myśleć. Jesteś dla mnie narkotykiem. Właśnie zdałam sobie sprawę, że jestem wielkim tchórzem. Nie zostawię Cię i nie wyjadę, nie ułożę sobie życia, bo się boję. Boję się samotności, odrzucenia, cierpienia. Uciekam przed cierpieniem jednocześnie je sobie zadając. Rzeczywiście jestem nienormalna. Masz całkowitą rację, że mnie nie chcesz. Przecież ja na prawdę jestem do niczego. 
Ale nie umiałabym się zabić. No cóż. Jak wiadomo, jestem tchórzem. Nie dam rady. Ja z niczym nie daję sobie rady. 
Już nic nie cieszy mnie tak, jak kiedyś. Nie uśmiecham się na widok słońca. Nie podziwiam zapachu kwiatów. Nie cieszę się z różnych rzeczy, które kiedyś czyniły ze mnie szczęśliwego człowieka. Dlaczego? Sama nie wiem. Zmieniłam się. Ta paląca tęsknota za Tobą. To ona mnie zmieniła. Niby jesteś obok, ale nie mogę Cię mieć. Nie mogę Cię dotknąć. To mnie niszczy. Niszczy od środka. Nie zdziwię się, jeśli oszaleję. Chociaż ja już oszalałam. Na Twoim punkcie. Nienawidzę za to jednocześnie siebie i Ciebie. Co za paradoks. Kocham Cię jak szalona i nienawidzę za to, że uczyniłeś mnie tą szaloną. Nigdy nie byłam tak pełna sprzeczności jak jestem teraz.
Weszłam do łazienki. Znów popatrzyłam na tą obcą dziewczynę w lusterku. 'Po jej policzku spłynęła łza. Otarła ją dłonią.' Nie umiałam w tej chwili nawet na siebie patrzeć. 
Drugie piętro tego rzeszowskiego bloku wypełnił odgłos tłuczonego szkła. Nikomu nie znane łzy potoczyły się po policzkach, a krew kapała na jasne płytki..

piątek, 13 lutego 2015

Czwarty, bo mocniej grzeje.

Trzeba przeżyć wszystko, co jest nam dane. Całą radość i cały smutek. Nieprzeżyty smutek, przed którym uciekliśmy i tak kiedyś nas dopadnie..

Obudziłam się w salonie na kanapie z ogromnym bólem głowy. O moich wczorajszych wybrykach przypomniały mi przewrócona butelka i kieliszek. Wstałam i ogarnęłam mieszkanie. Zażyłam jakąś tabletkę, bo ból był nie do wytrzymania. Spojrzałam na siebie w lustro. Wyglądałam strasznie. Rozmazany makijaż, wory pod oczami i rozczochrane włosy. Dobrze, że dzisiaj nie przyjdziesz. Wystraszyłbyś się na dobre. Zaśmiałam się do siebie. Postanowiłam, że zrobię dziś większe zakupy. Wybrałam się do marketu w centrum. Po kolei wkładałam różne produkty do koszyka, nie zapominając o nowym zapasie wina. Naszła mnie myśl, żeby kupić też coś mocniejszego. Zadowolona wróciłam do mieszkania i rozpakowałam zakupy. Starałam się o Tobie nie myśleć, ale nie potrafiłam. Po prostu zapełniałeś 90% mojej głowy. Zrobiłam sobie coś szybkiego do jedzenia i usiadłam przed telewizorem. Po kilkunastu minutach usłyszałam dzwonek telefonu. Z nadzieją pobiegłam do kuchni, gdzie leżał. Ale to nie byłeś Ty. Numer nieznany. 
-Halo? -Powiedziałam z zawachaniem.
-Cześć! -usłyszałam wesoły głos, który kojarzyłam. 
-Przepraszam, z kim mam przyjemność? -Zapytałam.
-Tu Krzysztof Ignaczak..
-Ach tak! Pamiętam. 
-No więc dzwonię w sprawie Nikolaya. 
-Coś się stało? -Przestraszyłeś mnie nie na żarty. 
-Eh, no właśnie chciałem zapytać, czy może nie ma go u ciebie, bo nie pojawił się na ostatnich dwóch treningach.
-Że co?? -Teraz to naprawdę zaczęłam się martwić.
-Czyli nic nie wiesz. -powiedział Igła ze zrezygnowaniem. 
-Rozmawiałam z nim ostatnio wczoraj rano, no i później poszedł właśnie na trening..
-Tylko się nie martw na zapas. Na pewno się znajdzie, to duży chłopak. -Igła starał się mnie od razu uspokoić.
-Pewnie. Nie miałam zamiaru. A jak będziesz coś wiedział, to dasz znać?
-Oczywiście. W takim razie, do usłyszenia.
-Tak, cześć. -Rozłączyłam się. Nie miałam pojęcia co się z Tobą działo. Byłam jednocześnie wściekła i zmartwiona. Zaczęłam chodzić po pokoju w tą i spowrotem. Wybrałam Twój numer. Od razu włączyła się poczta. Postanowiłam pojechać do Ciebie do domu, bo powoli świrowałam. Zapukałam. Nic, cisza. Zapukałam głośniej. Dalej nic. Zrezygnowana wróciłam do domu. Rzuciłam się na kanapę. Znowu zadzwoniłam. Dalej zero reakcji. Powoli wariowałam. Siedziałam nad telefonem, czekając na jakiekolwiek wiadomości. Ale on milczał. Odchodziłam od zmysłów. Po raz nie wiem który doprowadzałeś mnie do takiego stanu. Nienawidziłam w Tobie tego, że robiłeś co chciałeś i chodziłeś gdzie chciałeś, nie mówiąc nikomu. Po kilku godzinach czuwania, byłam tak zmęczona, że zasnęłam na siedząco. 
Obudziłam się i poczułam zapach kawy. Niewygodna pozycja snu też dawała o sobie znać. Wtem coś roztrzaskało się w kuchni, a ja podskoczłam. Sparaliżował mnie strach. Mimo to wstałam i cicho poszłam do sąsiedniego pomieszczenia. 
-O mój Boże! Normalny jesteś?! -Zbaczyłam Ciebie, jak zbierasz kawałki mojego ulubionego kubka, w dodatku krwawiłeś. -Zostaw to! -Posłuchałeś się i podniosłeś zranioną rękę.
-Witaj słoneczko. -uśmiechnąłeś się.
-Jakie słoneczko?! Gdzie Ty do cholery byłeś i co tu robisz? Weź tą rękę pod wodę. -Zaprowadziłam Cię do łazienki i w ciszy przemyłam skaleczenie, następnie zaklejając plastrem. Nie było to nic wielkiego. 
-A teraz proszę bardzo, czemu nie byłeś na treningach i nie odbierałeś, dlaczego tutaj jesteś i jakim prawem dotykałeś mojego ulubionego kubka?
-Chciałem zrobić ci śniadanie w ramach przeprosin. -Oczywiście ominąłeś główne pytanie.
-Nie za dużo ostatnio tych śniadań? -zapytałam, a pod wpływem Twojego boskiego uśmiechu złagodniałam. -Martwiłam się o Ciebie. -Powiedziałam, a Ty mnie przytuliłeś. 
-Wiem, przepraszam. To już się nie powtórzy. Miałem pewną sprawę do załatwienia. Wkrótce się dowiesz.
-Mam się bać?
-Niekoniecznie. -Zaśmiałeś się i pocałowałeś mnie w czoło. Następnie wspólnie zrobiliśmy to śniadanie. Nie obyło się oczywiście bez śmiania, łaskotek i wygłupów. Brakowało mi tego. Brakowało mi Ciebie. 
-Co powiesz na kino dziś wieczorem? -zapytałeś podczas zmywania naczyń.
-Pewnie, a jaki film?
-Jeszcze coś się wymśli. -Spojrzałeś na mnie i nie odrywałeś wzroku. Robiłeś tak już któryś raz z rzędu.
-Czemu się tak patrzysz?
-Brakowało mi twojego uśmiechu. -zarumieniłam się. Ty tylko się uśmiechnąłeś. Potem udałeś się na trening. Przeczuwałam, że zjadłbyś dzisiaj bigos, co tylko Twój sms potwierdził. Zrobiłam go sobie wcześniej, a teraz malowałam paznokcie. Zrobiłam też makijaż i założyłam kwiecistą sukienkę. Tak, właśnie tą, którą uwielbiałeś. Widzisz, zrobiłabym dla Ciebie wszystko. Ale Ty miałeś to daleko. Okazało się, że wypadło Ci bardzo ważne spotkanie z przeuroczą nową koleżanką. 'Dobrze, że postanowiłam kupić tę wódkę' pomyślałam i nalałam pierwszy kieliszek.