Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy.
Obudziłam się koło południa. Nie wypiłam dużo, więc byłam jak nowo narodzona. W najgorszym tego słowa wydaniu. Ty jak zwykle wysłałeś mi SMSa:
'Wpadnę po treningu. Zrobisz coś dobrego? Mam ochotę na bigos :)'
No więc oczywiście zrobiłam Ci ten bigos. Uwielbiałeś go. Odkąd tylko tu przyjechałeś. Wzięłam też prysznic i ubrałam się w coś normalnego. Włosy związałam w kitkę. Przy Tobie mogłam wyglądać jak chciałam. Bez makijażu, bez strojenia, na luzie. Nie miałeś z tym żadnego problemu, a przynajmniej nic nie mówiłeś. -Hej, słońce. -Powiedziałeś, zaszczycając mnie swoją obecnością.
-Hej, hej. -Odpowiedziałam wzdychając. Nie miałam dzisiaj humoru, co od razu zauważyłeś. Ty zawsze byłeś uśmiechnięty i wymagałeś tego od każdego w swoim otoczeniu. A co już mówić u mnie. Nie rozumiałeś, że ktoś miał problemy, lub po prostu brak powodu do uśmiechu.
-Przepraszam bardzo, dlaczego jesteś jakaś smutna?
-Przepraszam bardzo, niektórzy mają problemy, wiesz? -Odpowiedziałam.
-Jakie problemy? Co jest Lui? -Zapytałeś kolejny raz.
-Nie pomożesz mi wszystkim Nikolay, nawet jakbyś nie wiem jak chciał. -Powiedziałam, a Ty zrobiłeś zdziwioną minę.
-Ale chcę bardzo, Lui. Chcę ci pomóc we wszystkim. -Przybliżyłeś się i swoim zwyczajem pocałowałeś mnie w czoło. -Jesteśmy przyjaciółmi, możesz prosić o wszystko. -Dodałeś. Ja tylko uśmiechnęłam się blado i pokiwałam głową. 'Jeśli poproszę, żebyś czuł do mnie to samo co ja do Ciebie, to też tak będzie?' pomyślałam.
-Chodź jeść, bo wystygnie. -Zmieniłam temat i zaprowadziłam Cię do mojej małej kuchni. Po posiłku poszliśmy do salonu. Włączyłeś jakąś głupią komedię i położyłeś głowę na moich kolanach. Miałam teraz świetny widok na Twoją przystojna twarz. Nie zdawałeś sobie sprawy, jak bardzo mnie tak rozgrzewasz. Czując Ciebie, Twój dotyk po prostu wariowałam.
-Przepraszam na chwilę. -Podniosłeś głowę, a ja uciekłam do łazienki.
-Wszystko w porządku? -zapytałeś przez drzwi, gdy ja siedząc na podłodze z twarzą w dłoniach, nie wychodziłam jakieś siedem minut.
-Tak. -Odpowiedziałam, ale Ty nie dawałeś za wygraną.
-Luiza, na pewno? -Znów zapytałeś, a ja otworzyłam. -Co się dzieje? -Usiadłeś obok mnie.
-Nic. -Wyszeptałam, połykając łzy. Zauważyłeś to i mocno mnie do siebie przytuliłeś.
-Ej, słoneczko. Nie smuć się, bo ja będę płakał. -Znów chciałeś poprawić mi humor tymi swoimi głupimi żarcikami. Ja oczywiście udawałam, że mnie rozśmieszają. Tak, byłam idealną przyjaciółką. Znowu oglądaliśmy tą samą nudną komedię, a Ty trzymałeś głowę na moich kolanach.
-Luiza? -Zapytałeś w pewnym momencie.
-Tak?
-Co byś zrobiła gdybym ci powiedział, że zmieniam klub? - Moje serce zaczęło szybciej bić.
-A zmieniasz?
-Odpowiedz. -Zamyśliłam się. Chciałam powiedzieć, że tylko jedno Twoje słowo, a pojechałabym z Tobą na drugi koniec świata, no ale przecież nie mogłam.
-Nie wiem. Dalej bym Ci kibicowała. -Uśmiechnęłam się. -Ale nie zmieniasz, prawda?
-Nie. -Ty również się uśmiechnąłeś. Usiadłeś i popatrzyłeś na mnie.
-Czemu się tak patrzysz? -Zaśmiałam się.
-Pięknie wyglądasz, jak się uśmiechasz. -Powiedziałeś znowu doprowadzając moje ciśnienie do dziwnych wahań.
-Ty zawsze pięknie wyglądasz, brzydalu. -Zaśmiałam się.
-Ej, ładnie to tak? Będę musiał cię ukarać. -Powiedziałeś i rzuciłeś się na mnie z łaskotkami. Uwielbiałam te chwile, w których byłeś taki jak teraz. Byłeś sobą. Zauważyłam, że dziwnie się na mnie patrzysz. Tak inaczej.. a może to tylko wymysł mojej wyobraźni? Na pewno.
-Niko, proszę. Przestań już. -Powiedziałam, pomiędzy napadami śmiechu.
-Przeproś ładnie.
-Przepraszam Cię bardzo ładnie.
-I co jeszcze?
-Przepraszam Cię najładniej, najprzystojniejszy zawodniku na świecie. -Zaśmiałam się, a Ty ze mną.
-O tak to przyjmuję przeprosiny. - Leżałeś teraz na mnie na kanapie, obejmując silnymi ramionami i uważnie przyglądając się mojej twarzy. -Dziękuję. -Powiedziałeś nagle.
-Co? Za co?
-Za to, że jesteś. I że przy tobie mogę być prawdziwym sobą. -Nachyliłeś się nad moją twarzą i pocałowałeś w czoło. Ja musiałam powstrzymywać wszystkie części swojego ciała, które bardzo wyraźnie domagały się poznania smaku Twoich ust. Ty pocałowałeś mnie jeszcze raz w policzek i wstałeś. Następnie oznajmiłeś, że musisz się zbierać. Wyszedłeś, pozostawiając mnie na pastwę własnych, słonych łez.
Wieczorem znów przyszła wiadomość od Twojej osoby.
'Która koszula będzie lepsza: bordowa czy szara?'
Najchętniej widziałabym Cię bez żadnej koszuli, ale odpisałam:
'Do jeansów weź bordową.'
'Dzięki słoneczko :)'
Przeczytałam odpowiedź. Na samą myśl, że wybierasz się na kolejną randkę skręcało mnie w żołądku. Nie wyobrażałeś sobie nawet, jak bardzo cierpię. Włączyłam swoją ulubioną piosenkę i otworzyłam wino. Byłam już po trzech kieliszkach, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, a następnie zobaczyłam w nich Ciebie. Tylko byłeś jakiś inny. Jak nie Ty. Bez uśmiechu..
Jezu kobieto dawaj szybko następną, nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńTwoja historia przypadła mi do gustu, może to przez to że Luiza przypomina mi są siebie. Przypomina mi tą głupią nadzieje na miłość...
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że rozwinie się to ciekawie.
Czyta się świetnie. Piszesz lekko i z niecierpliwością czekam na dalsze części :)
PS. Mogłabyś mnie informować o nowościach?
http://loveof40days.blogspot.com
Brak mi słów na opisanie tego, co tutaj tworzysz. To jest coś...genialnego. Masz talent. Pisz i dodawaj notki, kiedy tylko będziesz miała czas :) Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńhttp://milosna-kombinacja.blogspot.com/
Och, genialne to jest!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Nikolaya i myślę, że świetnie go tu przedstawisz. :)
Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział, pozdrawiam! :**
Moja dobra koleżanka ma na imię Luiza ;) Taka mała dygresja... Bardzo mi się podoba blog i w ogóle Twój pomysł na niego i na pewno jeszcze tu wrócę. A na razie życzę dużo, dużo weny :*
OdpowiedzUsuńI przy okazji zapraszam do siebie: byc-tak-blisko.blogspot.com
Pozdrawiam serdecznie :)